Ołtarz (teologia)

Na podstawie homilii wygłoszonej z okazji Rocznicy Poświęcenia Kościoła

Ks. Mateusz Kopa

Na całym świecie coraz popularniejszy staje się ruch o nazwie „My jesteśmy Kościołem”. Dąży on do rozmiękczenia nauczania Kościoła Katolickiego i poluzowania prawa kanonicznego. Chce komunii dla rozwodników żyjących w ponownych związkach, sakramentu małżeństwa dla osób tej samej płci, święceń kapłańskich dla kobiet i demokratycznego ustroju Kościoła. Muszę przyznać, że ten ruch ma rację. Tak, ma rację, ale tylko w swojej nazwie – jesteśmy Kościołem. Musimy pamiętać, że Kościół to nie tylko księża, biskupi i papież. Kościół to my wszyscy – jesteśmy mistycznym ciałem Chrystusa, On zaś naszą głową. Jesteśmy kamieniami Bożej budowli, której fundamentem jest Jezus Chrystus. Owszem, jesteśmy Kościołem, ale tak długo, jak długo budujemy na Jezusie. Jeśli odchodzimy od Jego nauczania i porzucamy ustanowione przez Niego sakramenty, odpadamy tym samym od Kościoła Chrystusowego. Kościół nie ma struktury demokratycznej, bo „nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. Ręka mistycznego ciała nie decyduje o tym, dokąd pójdzie noga, a noga nie włada ręką. Wszystkim rządzi głowa, a jest nią nasz Pan i Zbawiciel. Autentyczna przynależność do Kościoła zależy od Twojego związku z Jezusem Chrystusem i od posłuszeństwa wobec Niego.

Obchodzimy dzisiaj święto naszego Kościoła jako wspólnoty parafialnej. Warto jednak popatrzeć także i na budynek naszego trzeszczańskiego kościoła, bo on uczy nas pewnych prawd katolickiej wiary. Powinniśmy być wdzięczni naszym przodkom, za zbudowanie tak wspaniałego dzieła.

Popatrzmy najpierw na miejsce, gdzie siedzicie. Już same nawy bardzo dużo symbolizują. Słowo nava po łacinie oznacza po prostu łódź i my wszyscy, jak tu jesteśmy w tych naszych łodziach, zwracamy się w jednym kierunku – w stronę ołtarza, ku prezbiterium. W starych kościołach (tak jak u nas) prezbiterium znajduje się po wschodniej stronie świątyni. To ma nam coś przypominać. Zastanówmy się – co było na wschodzie? Czytamy w Piśmie Świętym, że Bóg, gdy stworzył świat, zasadził „ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka, którego ulepił” (Rdz2,9). Nawy to świat, prezbiterium jest Wschodem, jest niebem. Wszyscy razem w naszych nawach, w naszych łodziach, kierujemy się w stronę nieba.

Jest jednak pewien problem. Przez to, że człowiek zgrzeszył, został wypędzony z raju. Każdy z nas zgrzeszył i pozbawiony jest chwały Bożej (por. Rz3,23). Gdyby nie męka Jezusa Chrystusa, gdyby nie spowiedź, Raj i życie wieczne nadal pozostawałyby dla nas zamknięte. To oddzielenie Raju od świata symbolizują balaski. Są one przypomnieniem tego, że zgrzeszyliśmy. Jest jednak nadzieja. Te same balaski, które oddzielają prezbiterium od nawy, niebo od świata, Boga od człowieka, są też miejscem, w którym przyjmujemy komunię, są miejscem jedności: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz5,20). Nie ma już przepaści miedzy nami a Bogiem, bo przez to, że Syn Boży stał się człowiekiem, znowu możemy wchodzić z Nim w komunię: znowu możemy mieć kontakt, ponownie dane nam jest się z Nim spotkać. Znowu „w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca” (Ef2,18).

Trzeba pamiętać, że kiedy powstawał nasz kościół i projektowano większość jego elementów, Msza Święta była celebrowana na starym ołtarzu, pod ścianą. To tam krew Jezusa Chrystusa była składana w ofierze. Nasza nastawa ołtarzowa, czyli retabulum, przypomina nam pewnym wymiarze tego, co tak naprawdę dzieje się w czasie Mszy Świętej. W Świątyni Starego Przymierza znajdował się przedmiot o nazwie „przebłagalnia”. Była to pokrywa Arki Przymierza. Znajdowała się w najświętszym miejscu Świątyni i wierzono, że tam właśnie znajduje się święta Obecność Boga. Płyta przebłagalni wyglądała następująco: „I uczynisz przebłagalnię ze szczerego złota: długość jej wynosić będzie dwa i pół łokcia, szerokość zaś półtora łokcia; dwa też cheruby wykujesz ze złota. Uczynisz zaś je na obu końcach przebłagalni” (Wj25,17-18). Taką Arkę Przymierza i przebłagalnię mamy u siebie. Przebłagalnia: płyta, którą skrapiano krwią baranka, na oczyszczenie z grzechów, z aniołami po jednej i drugiej stronie. Tak samo wygląda nasz przedsoborowy ołtarz z tabernakulum: płyta, kamienny ołtarz, na którym za nasze grzechy była przelewana krew Baranka Bożego, Jezusa Chrystusa, a przy niej dwa złote anioły. To jest to samo miejsce, kontynuacja tej samej ofiary, którą od tysięcy lat Naród Wybrany składa Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba.

Gdyby jednak w chrześcijaństwie chodziło tylko o krew i śmierć Chrystusa, to wciąż nie mielibyśmy nadziei na przyszłe życie. Św. Paweł pisze, że „jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach”. Ten sam ołtarz i te same cheruby odnoszą się także do czegoś innego – do zmartwychwstania. Jeżeli ktoś z was pojechałby kiedyś do Ziemi Świętej, to ze zdumieniem odkryłby, że miejsce śmierci Jezusa i Jego grób są zaraz koło siebie: jedno poniżej drugiego. Można powiedzieć, że krew Chrystusa, która sączyła się z krzyża, spływała na to miejsce, gdzie później okrwawione ciało naszego Pana złożono do grobu. Popatrzmy jeszcze na opis z Ewangelii wg św. Jana: „Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg” (J20,11-12). Ten sam obraz, te same elementy: płyta zakrwawiona od Ciała Pańskiego i dwóch aniołów. Nasz ołtarz odnosi się więc nie tylko do śmierci i ofiary, ale również do poranka zmartwychwstania Jezusa. Naszym celem jest zmartwychwstanie! Naszym celem jest życie z Bogiem i adorowanie Go w życiu wiecznym, w niebie.

Trzeszczański ołtarz wybitnie sprzyja adoracji i kontemplowaniu życia wiecznego. Wystarczy spojrzeć na jego konstrukcję: mamy figurę Matki Najświętszej, powyżej Trójcę Przenajświętszą, aniołów. Z tym układem retabulum kojarzy się szczególnie jeden fragment Nowego Testamentu. Św. Paweł Pisze, że Bóg wykazał swoją potęgę „gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą i Mocą i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. I wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego uczynił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem” (Ef1,20-23).

W naszym pięknym prezbiterium widzimy Jezusa wysoko, po prawicy Ojca. Zwierzchności, Władze, Moce i Panowania to chóry anielskie. W tych złotych medalionach, które otaczają prezbiterium znajdują się wizerunki aniołów. Niektóre z aniołów trzymają w ręku napis: „Tibi omnes Angeli; tibi coeli et universae potestates. Tibi Cherubim et Seraphim incessabili voce ploclamant: Sanctus, Sanctus, Sanctus, Dominus Deus Sabaoth” czyli fragment „Te Deum”, który znamy w wersji ludowej „Tobie wszyscy Aniołowie, Tobie Moce i Niebiosy, Cheruby Serafinowie, ślą wieczystej pieśni głosy: Święty, Święty nad Świętymi, Bóg Zastępów”. Jezus jest ponad chórami anielskimi. Poprzez swoje uniżenie na krzyżu, mękę i śmierć, przez swoje posłuszeństwo został wywyższony. To jest droga dla każdego z nas: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mt23,12). Pokorni zdobywają Królestwo Niebieskie. Wiecznie żyć będą ci, którzy w posłuszeństwie idą za Panem Bogiem.

Chrystus jest ponad wszelkim imieniem wzywanym w Starym i Nowym Przymierzu. Poniżej figury Chrystusa stoi Maryja, a u jej stóp widnieje czerwony napis: „Ave Maria, gratia plena” czyli początek Pozdrowienia Anielskiego. Imię Maryi jest wzywane w Nowym Przymierzu, wzywaliśmy jej wstawiennictwa przez modlitwę różańcową. Musimy jednak pamiętać, że choć Maryja pomaga nam w modlitwie, to koniec końców modlimy się do Boga. Bóg jest odbiorcą naszych modlitw, jest ponad wszelkim innym imieniem, ponad imionami aniołów, Maryi i świętych. To On jest centrum naszego życia chrześcijańskiego.

Bóg „wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego uczynił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem”. Tym zdaniem z Listu do Efezjan zamknęliśmy koło i wróciliśmy do punktu wyjścia: do tego, że jesteśmy ciałem Chrystusa, a Jezus jest naszą głową. Budowa kościoła też ma nam o tym przypominać. Prezbiterium to głowa, nawy są ciałem. Wszyscy jesteśmy wezwani do tego, żeby jako ciało zwracać się w stronę Głowy i iść do Chrystusa, Jego słuchać i naśladować. Po co? By osiągnąć niebo.

Warto zauważyć, że ci, którzy są w kościele na liturgii już teraz w pewnym sensie uczestniczą w tym, co dzieje się w wieczności. Bo na czym polega niebo? Na wiecznym szczęściu, komunii z Jezusem i adoracji Boga. Namiastkę tego wszystkiego mamy już teraz, na każdej Mszy Świętej. Ci, którzy budowali ten kościół na pewno zdawali sobie z tego sprawę i chcieli nas utwierdzić w przekonaniu, że już teraz jesteśmy w niebie. Kiedy czytamy Apokalipsę natrafiamy na taki opis: „Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka. I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. (…)Miało mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach – dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela. Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy” (Ap21,9-13). Popatrzmy na nawę główną, filary i łuki: od północy mamy trzy przejścia, bramy między filarami. Od południa także – trzy bramy. Od zachodu trzy łuki pod chórem – trzy bramy. W prezbiterium, które jest Wschodem trzy wejścia – trzy bramy (od korytarza, zakrystii i kaplicy). Jesteśmy w niebie.

W architekturze naszego kościoła pojawia się jeszcze jedna wskazówka na drogę do nieba. Gdybyśmy weszli tutaj do środka i nie byłoby okien, to otoczyłaby nas ciemność. Nic nie widzielibyśmy. Tak samo jest w życiu duchowym. Jeśli nie ma w nim pewnych okien, to jest ciemno, nie wiemy dokąd iść. Ciemność to grzech i wszystko to, co Cię przytłacza. Tymczasem ciemność ustępuje miejsca światłu wpadającemu przez okna. Wzdłuż nawy mamy siedem okien. Tak samo i nasze dusze, mają siedem okien, przez które może wpaść nieco światła: chrzest, bierzmowanie, Eucharystię, namaszczenie chorych, pokutę i pojednanie, święcenia oraz małżeństwo. Siedem okien, które blaskiem wypełniają nasze serca. Siedem okien, które dają nam światło Chrystusa. Siedem okien, dzięki którym ciemność daje za wygraną.

To jeszcze nie koniec. Nie chodzi tylko o to, by tu i teraz przeżywać to, że jesteś w niebie. Chodzi też o to, żeby wyjść z liturgii i głosić to, czego tu doświadczysz; wyjść i być apostołem; wyjść i powiedzieć ludziom „chodź, tutaj spotkasz miłość, tutaj doznasz odpuszczenia grzechów, tutaj jest nawrócenie”. Aniołowie otaczający ołtarz wyśpiewują Bogu „Ciebie Boga wysławiamy”. Wszyscy razem z nimi na różne sposoby wyśpiewujemy pochwalny hymn na cześć Pana. Najpierw podczas śpiewu „Chwała na wysokości Bogu”, potem przy „Święty, Święty, Święty”. A tam, z tyłu, nad drzwiami wyjściowymi widnieje napis: „W Tobie Panie zaufałem”. Kiedy stąd wychodzisz, trzymaj to wszystko, czego tu doświadczysz, w swoim sercu. Ufaj Bogu i wyjdź z Jego chwałą na ustach. Wychwalaj Boga nie tylko patrząc na ołtarz, ale też patrząc na drzwi, w stronę świata na zewnątrz. Kiedy przyjmujesz błogosławieństwo mszalne pamiętaj, że jesteś apostołem. Masz nie tylko budować Świątynię Ducha Świętego w swoim własnym ciele, ale budować Kościół Boży na zewnątrz.